Choć znajomość angielskiego to dziś oczywistość, wiele dzieci zamyka się na lekcjach językowych. Rodzice często słyszą:– „Nie chcę iść na angielski.”– „To bez sensu, i tak nic nie rozumiem.”– „Znowu podręcznik, znowu ocena.”
Z perspektywy psychologa i nauczyciela języka widzę jasno: dzieci nie rezygnują z angielskiego z lenistwa - bo im się nie chce. Ich wycofanie to reakcja na przeciążenie poznawcze, stres i brak poczucia sensu.
Nieśmiałość – „Boję się powiedzieć coś źle.”
Stres – „Jak dostanę kolejną jedynkę, mama się wkurzy.”
Znużenie – „Znowu te same ćwiczenia z książki…”
Poczucie, że to nie ma sensu – „Po co mi to wszystko?”
Znasz to? A może Twoje dziecko o tym nie mówi, ale to widać? W postawie, w minie, w braku chęci.
Badania z zakresu neurodydaktyki jasno pokazują, że dzieci uczą się najlepiej wtedy, gdy angażują emocje, ruch, relacje i sensowny kontekst. Jak pisze prof. Manfred Spitzer (Neurodidaktyka, 2012), nauka, która odrywa się od realnego doświadczenia, po prostu nie działa.
Tymczasem klasyczna lekcja języka często wygląda odwrotnie: uczeń siedzi w ławce, wykonuje abstrakcyjne ćwiczenia z podręcznika i boi się popełnić błąd ze strachu przed oceną. To nie przypadek, że po latach nauki dzieci często nie potrafią swobodnie mówić – nie dlatego, że są słabe, ale dlatego, że ich mózg nigdy nie dostał okazji, by naprawdę się zaangażować.
Bo angielski to nie materiał do „przerobienia”, tylko narzędzie do działania, zabawy i odkrywania. Bo dzieci przede wszystkim uczą się w działaniu. Podczas zajęć gramy, rozmawiamy, budujemy scenki, odgrywamy role, tworzymy własne światy po angielsku.
Robimy sklep, gdzie dzieci same sprzedają i kupują.
Gramy w restaurację, gdzie uczymy się słówek bez wysiłku.
Obchodzimy Pancake Day, Pizza Day, uczymy się o Londynie, łączymy się na kamerkach z dziećmi lub dorosłymi z krajów anglojęzycznych – wszystko po to, żeby język stał się prawdziwy, żywy, osadzony w kulturze.
Dziecko wchodzi w sytuację, mówi naturalnie, zaczyna używać języka, zamiast tylko go rozumieć.
To, co dla mnie, jako lektorki, jest najważniejsze - nie każdy musi mówić płynnie po kilku zajęciach – ale każdy może czuć się swobodnie i lubić angielski. Dzieci:
zaczynają mówić dopiero wtedy, gdy poczują się bezpieczne,
potrzebują relacji i zrozumienia, żeby się otworzyć,
chcą mieć wpływ – a nie tylko „robić ćwiczenia”.
Dlatego każde dziecko traktuję indywidualnie. Czasem trzeba najpierw zbudować zaufanie, zanim padnie pierwsze „Hello”. I to jest w porządku.
Widziałam już nie raz uczniów z blokadą, którzy po kilku lekcjach śpiewają piosenki po angielsku, nieśmiałe dzieci, które w grupie potrafią poprowadzić całą scenkę w restauracji, tych, którzy znudzili się angielskim – odzyskują radość i sens nauki. To nie magia – to efekt dobrze zaprojektowanych zajęć, opartych na realnych potrzebach dziecka.
W uczeniu dzieci języka obcego nie chodzi o listy słówek ani perfekcyjną gramatykę. Chodzi o budowanie relacji z językiem – takiej, która daje poczucie sprawczości, radości i ciekawości.
Chodzi o dziecko, które chce mówić i nie boi się popełniać błędów, bo wie, że to część procesu. Najpierw relacja. Potem język. Tak działa nauka, która zostaje na długo.
Z serdecznościami,
Daria
733 522 774
www.facebook.com/lekcje.yolo.english
lekcje.yoloenglish@gmail.com
ul. Ojców Oblatów 1 , Wrocław
Podpowiedź:
Możesz usunąć tę informację włączając Plan Premium